Jako żywo, fatalna bessa kamieńskiego „Gryfa” trwa. Niemoc boiskowa, jako i niemoc strzelecka również. Nie dziwi więc fakt, że w sobotę przed własną publicznością, nasz zespół „wywalczył” zaledwie skromny jeden punkt, z jednym z najsłabszych zespołów ligi, którym jest bez wątpienia „Dąb” Dębno. I trzeba przyznać, że nasz zespół uzyskał remis, i to szczęśliwy remis, strzelając bramkę w … 94 minucie spotkania. Sama końcówka meczu to istny horror i ogromna, boiskowa, wcale niepotrzebna nerwówka. „Gryf” zatem nie ma więc powodów do dumy.
Oba zespoły zaprezentowały nielicznej, zmarzniętej publiczności, spektakl totalnej kopaniny. Co prawda, od około 20 minuty pierwszej połowy nieznaczną przewagę uzyskali gryfici, ale nie potrafili jednak odpowiednio znaleźć się pod bramką przeciwnika. I ta część tego mizernego spektaklu upłynęła bez zapomnienia. Faktem jest, że tuż przed przerwą, wcale niepewnie sędziujący to spotkanie arbiter, nie podyktował ewidentnego karnego dla „Gryfa”, po wręcz brutalnym faulu w polu karnym „Dębu” na naszym zawodniku.
Cała pierwsza odsłona, to totalna kopanina. Ani składu, ani ładu, i przy tym wiele przypadkowości w grze, którą można zapodać tylko z nazwy. W drugiej połowie obraz grania obu ekip nie zmienił się ani na jotę. W dalszym ciągu z rzadka zawiązywane akcje działy się li tylko z przypadku, niecelne podania, brak jakiejkolwiek koncepcji w grze, beznadzieja. Lekka przewaga naszego zespołu. Dopiero ostatnie 10 – 15 minut przyniosły długo spodziewane emocje. I zrobiło się bardzo nerwowo na oświetlonej murawie. W 83 minucie arbiter podyktował, rzut karny dla gryfitów, po ewidentnym faulu obrońcy na jednym z naszych zawodników. I tak prawdę powiedziawszy, powinno być 1:0 dla „Gryfa”. Niestety wykonawca karnego, którym był Szymon Włodarek, nie popisał się, lekko plasując piłkę w prawy róg bramki gości, a piłkę bez trudu obronił golkiper „Dębu”. Czarna rozpacz, bowiem ostatnie 20 minut nasz zespół dosłownie nie schodził z połowy gości. A tu masz babo placek, niewykorzystany karny. Gol jakby podany na talerzu, i przy tym niewykorzystany, co się za chwilę sromotnie zemściło.
I zaczął się istny horror, bowiem dwie minuty później, po jednej z nielicznych kontr, goście objęli prowadzenie. Fataliza! Nasz zespół rzucił się z ogromnym animuszem i zadziornością do odrabiania straty, którego brak było przez całe ponad 80 minut meczu (!). Kolejne rzuty rożne dla naszych, strzały obok bramki, a przy tym dobra postawa golkipera gości, i przeogromna nerwówka. Bo jak to, przegrać z przedostatnim zespołem w tabeli? – toż to nie wypada, ale wywalczyć choćby remis zdałoby się – pewnie na boisku mówili sobie raczej z przekonaniem nasi piłkarze. Szkoda, że do serca nie wzięli sobie tej werwy wcześniej, zapewne na koniec spotkania sytuacja byłaby diametralnie inna, bowiem goście niczym., ale to dosłownie niczym, nie zaimponowali. I nie dziwi ich sytuacja w tabeli. Mizerny zespół, do którego niestety dostroili się nasi tudzież mizerni gryfici.
Sędzia pokazuje, że dolicza cztery minuty. Jest 1:0 dla „Dębu”. W jego ekipie już widać oznaki euforii, głupie odzywki w kierunku naszej ławki rezerwowych. Lecz przyszła ostatnia minuta meczu, rzut rożny dla naszego zespołu. I kapitalna i zarazem przytomna główka Szymona Włodarka, dająca naszym wyrównanie. W ostatnich chwilach spotkania zaczęła się naprawdę totalna nerwówka, przepychanki i zarazem kopanina. Ledwo arbiter panował nad sytuacją, ostatecznie dając między innymi drugą żółtą kartkę rezerwowemu Bartoszowi Sasinowi, który po zobaczeniu „czerwa”, musiał opuścić boisko. Po krótkiej chwili arbiter zakończył to słabiutkie, wręcz stojące na żenującym poziomie, spotkanie. Trzeba przyznać, że prowadzący mecz, nie popisał się w co najmniej trzech czy nawet czterech sytuacjach, w tym nie podyktował w końcówce pierwszej odsłony, ewidentnego rzutu karnego dla „Gryfa”, doprowadzał też do tego, że momentami piłkarze kopali się i przepychali nawzajem. I to niemiłosiernie.
Cóż z tego, że był obserwator z ramienia ZZPN. Cóż z tego, że napisze jakiś tam protokół, skoro i tak to nie zmieni tego co działo się na boisku i samego wyniku. Jedynie po tyłku może dostać sam arbiter ze swymi asystentami, i to byłoby na tyle. Po prostu mało nielogiczne masło maślane. Remis ze słabeuszem nie jest powodem do dumy dla naszego zespołu, który dosłownie w każdym elemencie zawodził. Po raz kolejny zresztą. Jedynie na małą uwagę zasługuje fakt, że ostatnie pół godziny piłkarze grali przy sztucznym oświetleniu. Choć to dawało jasność boiskową, bo reszta? Pożal się Boże.
Aż zaskakuje i dziwi zarazem fakt, że w poprzednią niedzielę gryfici zagrali całkiem dobre spotkanie w Koszalinie, i byli bliscy wywalczenia remisu z dużo wyżej notowanym „Bałtykiem”. A w tę sobotę totalna klapa. Jednak na małe usprawiedliwienie gryfitów zasługuje fakt, że z zespołu z powodu kontuzji wypadki między innymi: najlepszy dotąd strzelec, Paweł Andrearczyk, a także Patryk Juncewicz, Sebastian Kmetyk czy Dawid Roszak. Ale to nie zmienia opinii, że nasz zespół jest w obecnej chwili bardzo słabiutki.
Aż strach pomyśleć, co będzie dalej, bo toż to piłkarska jesień kończy się dopiero 19 listopada, i do rozegrania nasz zespół ma jeszcze aż, i jak kto woli, tylko sześć kolejek. W tym spotkanie z absolutnym ligowym mocarzem, jakim jest bez wątpienia lider z Gryfina. I właśnie naszym do „Energetyka” przyjdzie pojechać w sobotę, 5 listopada. Aż strach pomyśleć jaki wymiar kary zadadzą naszym energetycy prowadzeni przez Łukasza Cebulskiego, który w przeszłości grał między innymi w „Iskrze” Golczewo i kamieńskim „Gryfie”.
Tym ostatnim słabiutkim występem, „Gryf” niestety nie poprawił swojego miejsca w tabeli i jest w dalszym ciągu dopiero na miejscu piętnastym. Wyprzedza tylko goleniowską „Inę”, „Dąb” oraz „Drawę” z Drawska Pomorskiego. A więc zespoły słabiutkie, bez mocy, i będące w beznadziejnej boiskowej kondycji, podobnie zresztą jak nasz „Gryf”. W następną sobotę gryfici jadą do Malechowa, do nieobliczalnej „Arkadii”, która w tej kolejce sprawiła nie lada niespodziankę, pokonując w Stargardzie wyżej notowaną „Kluczewię”, 2:1.
Na pewno będzie ciężko, tym bardziej, że nasz zespół jest słabiutki, w rozsypce i do tego, też… nieobliczalny. Cóż, kolejne mecze mijają, uciekają punkty, i dzieje się tak niestety, że „Gryf” jest w ogonie tabeli. Co dziwne, według niektórych działaczy klubu, nic się nie dzieje. Jak powiadają, mogło być gorzej. Cóż to znaczy, jeszcze gorzej? Do tego, co ważniejsi działacze klubu (może tak o sobie sądzą?) są tak zainteresowani losami naszej piłkarskiej drużyny, że nawet nie wiedzą z kim gryfici zagrają w kolejnym spotkaniu! To naprawdę żenujące. Jak jest na boisku, wszyscy widzimy. I my, i obserwujący kolejne spotkania, nazwijmy to – kibice, bo dużo tym obserwatorom do tego miana niestety brakuje.
Tak czy siak. Tak grającego „Gryfa” – i to już trzeci sezon z rzędu, wielu z nas nie chciałoby widzieć. Tak między prawdą a Bogiem, to co na obecną chwilę reprezentują nasi piłkarz, nie nadaję się nawet na piąta czy okręgową ligę. Przykre to, ale jakże prawdzie. Cudem zapewne będzie utrzymanie gryfitów w elicie czwartej ligi. Ale też i cuda zdarzają się. Ale ile tych kolejnych cudów ma się imać nasz „Gryf”? Jeśli się nie wygrywa z takimi słabeuszami jak „Dąb” czy „Ina”, to z kim można liczyć na punkty? Na pewno nie z wszechmocnym „Energetykiem” czy innymi silnymi zespołami, które są dużo lepsze od naszego.
Miotanie się po murawie, zakręcony trener, niepewna atmosfera w zespole, tumiwisizm niektórych działaczy klubu, sprawiają, że zespół tak prawdę powiedziawszy, nie istnieje. Toż to tylko i wyłącznie zlepek ludzi, którzy mienią się „piłkarzami”. Gorzka prawda o „Gryfie”, niestety staje się faktem. I wielu obserwujących zmagania gryfitów twierdzi, że tak słabo grającego „Gryfa”, nie przypominają sobie z co najmniej ostatnich kilku dekad czasu. I to stwierdzenie też jest jakże wymowne.
Może trener, który tak na dobrą sprawę zapewne nie ma konkretnej koncepcji i możliwości dotarcia do zawodników, wreszcie się przemoże, i wespół z piłkarzami sprawi, że zaczną oni grać nieco lepiej i zdobywać zbawienne punkty. Już nie o zwycięstwa chodzi, bo o nie będzie trudno. Ale pobudzić naszych trzeba do gry, takiej z przysłowiowym zębem, konsekwencji boiskowej i wszystkiego tego, co by sprawiło, że „Gryf” nie będzie przegrywał kolejnych spotkań. Ale czy trenerowi – Ferdinandowi ta sztuka się uda. Być może przekonamy się o tym już w najbliższym spotkaniu w Malechowie.
„Gryf” przeciwko zespołowi z Dębna w składzie: Ireneusz Benedyczak © – Adrian Chodorowski, Marek Hajdukiewicz, Damian Karczmarski (64’ Patryk Jankowski), Paweł Woźny, Patryk Górski (79’ Adrian Wanagiel) – Konrad Kowalczyk, Mariusz Tałajkowski (58’ Bartosz Sasin), Dawid Sandzewicz, Szymon Włodarek, Radosław Misztal.
Obserwator