Jeszcze nie przeminęły rozmowy czy dyskusje dotyczące 21. edycji kamieńskiego Festiwalu Współczesnej Kultury Ludowej im. J. Iwaszczyszyna, ale też i opadły z nim związane bardzo gorące emocje. Jak wiemy od wielu uczestników imprezy i licznych słuchaczy, festiwal został oceniony całkiem wysoko. Dobry poziom wykonawczy (przy tym też zróżnicowany), choć trzeba gwoli ścisłości dodać, że kilka zespołów nie do końca przeczytawszy uważnie ramy i założenia regulaminu, niestety nie należycie dobrały odpowiedni repertuar, przez co jurorzy musieli, mimo – co podkreślali, wysokiego poziomu artystycznego, z przykrością pominąć je w swej ocenie.
Zauważono, że tegoroczny festiwal był jednym z lepszych w ostatnim czasie. Tak pod kątem artystycznym, jak i organizacyjnym. To cieszy. Lecz niestety nie wszystko. Na podsumowanie festiwalu Kamieński Dom Kultury, organizator imprezy, zewrze się w najbliższym czasie, by jeszcze na gorąco ocenić wszystkie festiwalowe aspekty (walory, zalety, niedociągnięcia i przeciwności), by w przyszłym roku uniknąć błędów i po prostu je wyeliminować.
Festiwal i ludzie z nim związani, żyli przez dwa dni ostatniego weekendu lipca, dosłownie na najwyższych obrotach. Przy tym z niepokojem wpatrując się w niebo, bo pogoda byłą zaiste niepewna. KaDeK wspierała między innymi Gmina Kamień Pomorski, i w ważnych kilku punktach w których nie ustrzegła się nazwijmy to delikatnie, poważnych niedociągnięć. Po pierwsze, wystarczyło popatrzeć na stan ławek w amfiteatrze. Są w większości w fatalnym stanie. Wiele z nich z porywanymi drewnianymi elementami. Jakimiś zadziorami czy wystającymi drzazgami. I co gorsza, nie były on w żaden sposób wcześnie wyczyszczone (a jeśli były, zrobiono to bardzo nieudolnie), przy tym „mieniły się” w bardzo wielu miejscach odpychającą zielonkawą zgnilizną i nawet mchem. Chcący na nich usiąść, zastanawiali się czy kiedy usiądą, aby nie pobrudzą sobie ubrania.
Wydawało się, że po zeszłorocznym doświadczeniu właśnie z ławkami (o czym wówczas pisaliśmy), ktoś w tym roku pomyśli i przygotuje, dostosowując liczne ławki do należytego stanu użyteczności. Nic z tych rzeczy. Wielu psiocząc pod nosami i kręcąc z niedowierzaniem głowami, chcąc nie chcąc, siadało na nich, licząc, że ich ubranie ostatecznie się nie zabrudzi. Po drugie. Pierwszy dzień festiwalu, śpiewna wieczorowa Biesiada Ludowa, która trwała do około 21:30. Zdążono przed kolejnym ulewnym deszczem nawiasem mówiąc. Wcześniej szybko zrobiło się szaro, a potem ciemno. Jedynie światła ze sceny oświetlały amfiteatr. Ktoś na dosłownie kilka minut przed końcem biesiady, „wpadł” na genialny pomysł, by wreszcie oświetlić amfiteatr zainstalowanymi tam kilkunastoma stylowymi latarniami. Tuż po, kiedy ostatni z zespołów skończył prezentować się na scenie, zapadła cisza i znów ciemność, bo ni z gruszki i pietruszki, oświetlenie amfiteatrowe, jakby niby nic – zgasło na dobre.
Po trzecie – w pierwszy, sobotni dzień festiwalu, miało miejsce przykre zdarzenie, które skończyło się bardzo fatalnie dla jednej z uczestniczek imprezy. Kiedy wracała z jadłodajni w OREW przy ulicy Garncarskiej, tak fatalnie potknęła się i upadał na nierówności przy studzience usadowionej na tej ulicy tuż przed skrzyżowaniem z ulicą Basztową. Jej fatalny upadek skończył się skomplikowanym złamaniem ręki, wybiciem obojczyka i w następstwie… kłopotami. Karetka zabrała tę nieszczęsną kobietę do szpitala, potem skierowała ją do… szpitala w Gryficach. Ostatecznie trudny i bolesny zabieg czekał ją po powrocie w Zielonej Górze. Cierpienie tej pani, a przy tym ogromny pech, towarzyszyć jej będą w następstwie długi czas. Wspomnienie naprawdę nie miłe. To przykre doświadczenie, ogromny ból i zarazem wielki stres wszystkich członków z jej zespołu, w żaden przepraszający sposób nie rozwiążą czy może, nie zastąpią, tej niecodziennej i tragicznej w skutkach przygody.
Przykre doświadczenie nie młodej już pani, pozostanie w jej świadomości chyba na zawsze. I pomyśleć, że o Garncarskiej, ulicy bardzo, ale to bardzo wykoślawionej, niejednokrotnie pisaliśmy i zwracaliśmy na ten fakt uwagę włodarzom miasta. Może ten przykry, fatalny incydent, sprawi, że ktoś w Ratuszu wreszcie logicznie pomyśli i zadziała, by wreszcie i ta często uczęszczana ulica była ulicą z prawdziwego zdarzenia. A i wówczas takich fatalnych incydentów na pewno nie będzie w żaden sposób. No i po czwarte. Był sobie festiwal ludowy. Fajna i udana impreza. W zasadzie JEDYNA (!) impreza w tym roku w amfiteatrze. Jak prawie zwykle, niestety. A przy tym, impreza za friko, tylko trzeba było na nią się przejść, pooglądać, posłuchać i przy tym zabawić się i rozerwać od codzienności.
Niestety, społeczność kamieńska to w istocie specyficzna nacja. Lubi bardzo narzekać na dosłownie wszytko. A to na brak imprez, a to na dziurawe ulice, a to na brak rozrywki, a to na to i tamto. Impreza podana dosłownie na tacy. I to za darmochę. I co? Kamieniaków było na niej jak na lekarstwo! Pewnie, gdyby coś dawali za darmo, byłoby ich zapewne dużo więcej. A tak? Lepiej im krytykować, narzekać, plotkować czy być zwykłym pesymistą, jak najbardziej widać im to wystarcza. Pewnie robi się to z przyzwyczajenia, bo i też prawdą jest, że w rzeczy samej, Kamień Pomorski rzeczywiście wręcz i dosłownie, nie od teraz, „słynie” z posuchy imprez kulturalnych. Bo to trwa od dawien dawna.
W okolicznych gminach są – a jakże, imprezy związane z rozpoczęciem i zakończeniem sezonu letniego, gdzie gremialnie bywają pragnący rozrywki mieszkańcy Kamienia Pomorskiego, bo w stolicy powiatu, po prostu nie ma takiego zwyczaju. Pewnie ktoś w Kamieniu ubzdurał sobie, że sezon trwa tutaj cały rok! Okazały i kapitalnie położony amfiteatr, z pięknym Zalewem Kamieńskim w tle, którego zazdrosną nam goście, w zasadzie w ogóle jest nie wykorzystany, a co za tym idzie, marnieje w oczach – choćby za sprawą wspomnianych obskurnych i połamanych ławek czy nie podkoszonej na czas trawy.
Cóż, takie są tutaj realia i nie za ciekawa perspektywa. Kamień żyje swoim życiem, o którym wielu mówi, że to miasto emerytów i rencistów. I tak prawdę powiedziawszy, coś jest w tej kwestii na rzeczy. Namiastka imprez była za sprawą festiwalu ludowego i na tym w amfiteatrze koniec, i tak już będzie do końca roku. I znów zapuszczone zostanie tutaj wszystko, bo kto się będzie zajmował jakimś tam obiektem, w którym nic się przez długie miesiące nie dzieje?
Obserwator