Zapewne mało kto wie, że w niewielkim podkamieńskim Ducinie znajduje się hodowla (farma) ślimaków. Powstałą ponad siedem lat temu farmę, prowadzą państwo Piotr Pietraszczyk oraz Emilia Kułaga. Jak mówią, takich farm ślimakowych w naszym województwo można by policzyć dosłownie na palcach jednej ręki.Na pytanie, skąd pomysł na stworzenie takiego nietypowego w naszych warunkach biznesu czy interesu, oboje przyznali, że przyszło to znienacka, ale cała historia z tym związana zaczęła się w dalekiej dla nas i egzotycznej… Brazylii.
Pan Piotr trochę wojażował po świecie i w połowie poprzedniej dekady tego wieku, trafił na pewien czas do Brazylii. Tam szukał swego miejsca – może nie na ziemi, ale czegoś, by w czymś zwanym pracą, się odnaleźć. Odpowiednik brazylijski naszego PUP oferował różne kursy. Lecz jednak były to przede wszystkim kursy dla kobiet. Ale jednym z kursów był kurs hodowli ślimaków. Pan Piotr pomyślał: – „Czemu nie, pójdę na ten kurs, może czegoś ciekawego się dowiem, może czegoś nowego się nauczę. Będę miał nowe doświadczenie.”
Kurs się skończył, pobyt w Brazylii też, skąd pojechał do brytyjskiego Londynu. Tu przez spędzone tam trzy lata nie zapomniał o ślimakach. Tam też przeglądał w tym względzie miejscowy rynek. Będąc z urodzenia świnoujścianinem wrócił jednak do Polski, a w zasadzie do domu swoich rodziców, do maleńkiego Ducina. I tu też podjął ważną decyzję. Oznajmił rodzicom, że tutaj zostaje i będzie hodował… ślimaki. Konsternacja w domu była nie mała, a rodzice trochę kręcili z niedowierzaniem głowami, mówiąc: „Jesteś dorosły, wiesz co chcesz w życiu robić.”
I tak wraz z panią Emilią hodują ślimaki na 3 tys. metrów kwadratowych od ponad siedmiu lat, na którym to terenie jest ponad 800 tzw. palet zwanych paśnikami. Ktoś by powiedział – ślimak to ślimak i pewnie wszystkie to winniczki. A jednak tak nie jest, bowiem państwo Piotr i Emilia hodują nie winniczki tak uwielbiane przez francuską kuchnię, a dwa zupełnie inne gatunki. Są to: śródziemnomorski czyli helix aspersa müller oraz afrykański, z łaciny, helix aspersa Maxima.
Przyglądaliśmy się paśnikom z uwagą i słuchaliśmy opowieści jak to się w rzeczy samej hoduje ślimaki. Wbrew pozorom nie jest to łatwe, bowiem do tego potrzebne są odpowiednie warunki, a przy tym znać trzeba cykl życia i rozwoju ślimaka. Poprzez kilkuletnie doświadczenie, pan Piotr i pani Emilia mogą dziś powiedzieć, że mają już nie małą wiedzę o hodowli ślimaków, której podstaw uczyli się między innymi we Włoszech i w Hiszpanii, gdzie swój ślimaczy świat w przeważającej ilości od lat eksportują. Przeprowadzają też kursy instruktażowe na które przyjeżdża sporo zainteresowanych.
Ślimak to delikatny organizm i trzeba się z nim obchodzić delikatnie. Cykl hodowlany obejmujący czas między lutym a październikiem, podzielony jest na trzy etapy. Pierwszy to okres między lutym a początkiem maja. Wtedy następuje u ślimaków czas reprodukcji (inkubacja), kiedy wykluwają się w kokonach jajeczka. Zwykle w takim kokonie jest od 80 do 120 jajeczek. Trzy i pół kokonu przypada na jeden metr kwadratowy powierzchni. A propos, kawior z jajeczek ślimaczych, który ma posmak truflowo – ziemisty, jest we Włoszech czy Hiszpanii dużym rarytasem, nie mniejszym od tak znanego w Europie kawioru ze szlachetnego wschodniego jesiotra. I ma tę samą „wadę”. Jest podobnie drogi.
W cyklu produkcyjnym, w połowie maja następuje okres przejściowy, a ślimaki trafiają do tuneli foliowych, gdzie przebywają od 4 do 6 tygodni. Po tym okresie trafiają do parków hodowlanych z paśnikami, gdzie są kilka razy dziennie zraszane i wieczorem karmione. Z kolei zbiory ślimaka trwają w okresie między wrześniem a październikiem. A zbiory ślimaka liczy się w tony! Wtedy też przygotowuje się tak zwane sztuki mateczne czyli inaczej mówiąc, reproduktory, które potem dadzą nowe pokolenie ślimaczej rodziny.
Zresztą kokony i reproduktory, których producentem jest firma „SlowFarm”z Ducina, trafiają do przede wszystkim Włoch, i cieszą się dużym uznaniem za jakość i solidność towaru. Zimą ślimak zapada w hibernację (temperatura optymalna 5-6 stopni C), ale też muszą być spełnione odpowiednie dla nich warunki, po to, by ślimak na wiosnę mógł się mocno i pewnie odrodzić. Ślimak, będąc w pomieszczeniach, musi mieć odpowiednie warunki. Wilgotność w granicach 85 – 90 procent, pomieszczenia muszą być wentylowane, z temperaturą oscylującą w granicach 20 stopni C.
No i właśnie. Ślimaki muszą coś jeść. Ktoś powie, jakieś zielsko czy sałatę. Bo byłoby to najprościej. No właśnie, bo tak do końca nie jest to prawdą. Ale tak nie jest w hodowli, gdzie ślimaki dostają m.in. odpowiednią paszę (karmę), w skład której wchodzą m.in. soja, kukurydza i zboża oraz dodatki mineralno-witaminowe. Na polu dostają też wysokobiałkowy zielony rzepik. Wielkość zbioru zależy od zagęszczenia ślimaka na polu (farmie).
Ślimak na polskiej kuchni? Czemu nie. Włosi czy Hiszpanie, nie mówiąc o Francuzach, którzy jednak gustują w winniczkach (w dużej mierze polskich. A propos, winniczek w Polsce jest chroniony, stąd dokładna kontrola nad wielkością okazów i ich ilością na eksport), zajadą się tym przysmakiem pod wieloma postaciami. Są dla przykładu pierogi ze ślimakiem, czy przygotowywane po burgundzku czy też po prowansalsku. Smażenie oczywiście na głębokim tłuszczu. Pyszna jest hiszpańska zupa ze ślimaków. I wiele, wiele innych rozmaitych całkiem apetycznych przepisów.
Tak prawdę powiedziawszy, ślimak dobrze przygotowany i przyrządzony, jest doprawdy smacznym daniem, wcale nie gorszym od tak dla nas swojskich dań z wołowiny czy wieprzowiny. Ślimaki z maleńkiego Ducina jadą w świat czy raczej w Europę. Jak nam zdradził pan Piotr, zainteresowanie w Polsce hodowlą ślimaka, wzrasta z każdym rokiem. I co ciekawe. Rynek wschodni powoli puka do wrót za ślimakiem. Największe nim zainteresowanie płynie z… Białorusi.
Kto wie, czy oprócz portugalskiego, hiszpańskiego czy angielskiego, pan Piotr nie będzie musiał sobie przypomnieć język rosyjski, gdzie od wschodniej strony mogą znaleźć się niebawem kolejni kontrahenci. Na pytanie, czego życzyć hodowcom ślimaków, brak było konkretnej odpowiedzi. „Pewnie coś będziemy musieli wymyślić, by się to potem przyjęło.” – powiedziała ze śmiechem na koniec naszego ciekawego spotkania pani Emilia.
Obserwator