O raczej dość nieoczekiwanej godzinie, bo 20:00, kamieńscy gryfici zagrali we wczorajszy piątek (18.05.) z mocno osłabionym wiceliderem, a zarazem beniaminkiem z Morynia. „Morzyckiem”, które dodajmy, rozegrało w minioną środę zaległy mecz w Węgorzynie, pokonując miejscową „Spartę” 3:2. Z kolei dwa dni potem, czyli w miniony piątek, jedenastka „Morzycka” ponownie wyszła na kolejne spotkanie. A do tego goście przyjechali do Kamienia w najskromniejszym z najskromniejszych, składzie – czyli w… jedenastu. Miejscowi zapewne liczyli, i to wcale nie po cichu, że „Morzycko” będzie zmęczone trudami środowego spotkania, a na domiar złego dla niego, nie miało zmienników. Liczono, że goście szybko osłabną z biegiem minut grania.
Nic z tych rzeczy bowiem nasz zespół, nie wiedzieć dlaczego, ani myślał forsować grę i wszystko to co działo się na sztucznej murawie dosłownie przypominało film, gdzie akcje toczyły się w zwolnionym, ale to bardzo zwolnionym tempie. Lecz początek meczu był jak najbardziej obiecujący, bowiem już w 7 minucie „Gryf” objął prowadzenie po przytomnym plasowanym strzale Mikołaja Karbowiaka, który znalazł się gdzie trzeba w polu karnym „Morzycka”. Nasi niestety nie cieszyli się długo z prowadzenia, gdyż dwie minuty później goście doprowadzili do wyrównania. Znakomicie i co najważniejsze, celnie egzekwowany korner z lewej strony bramki „Gryfa”, brak krycia naszych piłkarzy i gol Łukasza Barana.
Wydawało się wówczas, że mecz nabierze rumieńców. Że gospodarze ruszą do szturmu, a z kolei goście będą się bronić i grać tylko z kontrataków. Nic z tych rzeczy. Poziom meczu bardzo słabiutki, a lekką przewagę, tak taktyczną, jak wizualną, sprawiali przyjezdni, gdzie wśród ich zawodników widać było jak na dłoni lepsze wyszkolenie techniczne i pojęcie grania piłką w zespole. Z kolei gryfici miotali się często bezproduktywnie po boisku, nie zagrażając zbytnio bramce „Morzycka”. Ostatecznie pierwsze połowa skończyła się na 1:1. Dodajmy, iż w 13 minucie kontuzji pleców po starciu z jednym z graczy gości doznał młody Bartłomiej Szczęsny, którego w 19 minucie zastąpił coraz lepiej i pewniej grający Adrian Wanagiel. Z tego co nam wiadomo, Bartek powinien wykurować się z tego bolesnego urazu już do następnego meczu, bowiem jest młody, silny i bardzo ambitny, a jego przydatność na boisku jest bezsprzeczna.
Druga połowa była diametralnie podobna do pierwszej. Ton grze w dalszym ciągu nadawali goście. I to oni byli bliżsi zdobycia bramki dającej prowadzenie. Co się odwlecze to nie uciecze, bowiem w 67 minucie „Morzycko” strzela na 2:1 po wyraźnych błędach naszych defensorów. Autorem tego gola był Jacek Chrzanowski. I co tu dużo mówić, było to prowadzenie naprawdę zasłużone.
Na szczęście honor naszego zespołu uratował sobotni jubilat, Kacper Wittbrodt, który wszedł za Szymona Smerdela w 63 minucie meczu. Teraz obecnie 27. letni piłkarz strzelił bramkę w 80 minucie meczu, który dał naszym szczęśliwy remis. Był to niejako jego osobisty prezent na swoje urodziny, lecz trudno powiedzieć w podobnym tonie o pozostałych naszych zawodnikach, którzy wydawało się, że swą dobrą grą na boisku zadedykują ewentualne zwycięstwo Kacprowi. Widać Kacper musiał wziąć sprawę w swoje ręce i dzięki niemu nasi raczej połowicznie cieszyli się z remisu i zdobytego ledwie jednego punktu.
Istotnym było, że „Morzycko” przyjechało na mecz z „Gryfem” w ledwie jedenastu piłkarzy. Bez jakichkolwiek zmienników. I co? Mimo tego, że w ciągu dosłownie trzech dni rozgrywali dwa spotkania, pokonując przy tym setki kilometrów trasy, to i tak byli lepsi od naszych w przekroju całego spotkania. Na dobrą sprawę gryfici powinni się cieszyć z tego jednego punkciku, bo za zaprezentowaną grę, koncepcję (?), determinację (?), prawdę powiedziawszy powinni otrzymać uczniowską dwóję.
Po tym spotkaniu „Gryf” ma 41 punktów na koncie i pewne miejsce w środkowej strefie tabeli. A pewnie naszym tylko o to chodziło, bo woli zwycięstwa to u naszych jakoś nie było na boisku widać. A przy tym multum strat, ogrom niecelnych podań, ani składu ani ładu w ataku. I tak na dobrą sprawę to im bliżej było bramki gości, tym było tylko gorzej. Po prostu słabizna i najzwyklejsza kopanina na czwartoligowym poziomie. I co tu dużo dodawać; w tym sezonie IV liga to poziom bardzo, ale to bardzo mizerny. Zresztą jak całej polskiej piłki, która od lat jest skutecznie schorowana. Oczywiście patrząc w przekroju europejskiego wydania na takie ligi jak: angielska, niemiecka, hiszpańska czy włoska. Tam wszyscy grają (patrząc też na niższe ligi) do upadłego, z ogromną determinacją i wiarą w końcowy wynik. Nie wspominając, że wyszkolenie w tamtych liga piłkarzy jest co najmniej o dwie klasy wyższe.
Ten mecz „Morzycko” zagrało naprawdę dzielnie, tym bardziej, że wystąpiło przecież w takim, a nie innym składzie. Ktoś powie – nic się nie stało. Gryf” pozostaje w czwartej lidze. Ale czy ambicja zawodnicza naszych piłkarzy musi być na takiej równi pochyłej? Zapędy na pierwszą piątkę trzeba włożyć między bajki. Ale teraz trzeba naszym piłkarzom pamiętać, że do zakończenia sezonu pozostało jeszcze pięć kolejek. I powinni oni grać tak, by wywalczyć ostatecznie jak najwyższą lokatę. Widać, że u niektórych gryfitów panuje znudzenie, znużenie sezonem. I aby wytrwać do ostatniej kolejki. Taka postawa doprawdy nie jest godna zawodnika. Ale takie mamy wrażenie w co najmniej kilku przypadkach.
W następną sobotę (26.05.) „Gryf” zagra w Trzebiatowie z kolejnym czołowym zespołem ligi, „Intermarche Regą”, którą w części zasadniczej sezonu rozgromił u siebie. I to aż 5:0. Bez wątpienia, „Rega” będzie na pewno rządna rewanżu. A poza tym, jako beniaminek, będzie chciała zakończyć rozgrywki n a jak najwyższej pozycji. A nasi? Hm. Jeśli zagrają tak słabiutko jak przeciwko „Morzycku”, wówczas nie wróżymy im wcale dobrego wyniku. Lecz jest to tylko piłka nożna,. I wszystko w danej chwili się może zdarzyć.
„Gryf” zagrał w składzie: Ireneusz Benedyczak – Adrian Chodorowski, Damian Karczmarski, Adrian Koronkowski, Szymon Smerdel (62’ Kacper Wittbrodt), Mikołaj Karbowiak, Kamil Kacperek, Norbert Kłoda, Bartłomiej Szczęsny (19’ Adrian Wanagiel), Kornel Pflantz, Kamil Bogusz (71’ Sebastian Dańczak).
„Morzycko”: Norbert Bigos – Radosław Stasiak, Mateusz Nagaj, Łukasz Baran, Paweł Gejdyk, Bartosz Sobinek, Artur Blasius, Jacek Pohorecki, Dominik Andrzejewski, Jacek Chrzanowski, Mateusz Klakla.
Obserwator